Poleciał do Indii na ślub

4 miesięcy temu

– Ta podróż, choć krótka, była najpiękniejsza w moim życiu – nie ma wątpliwości Piotr Jóźwiak. Słupczanin wybrał się do Indii, by wziąć udział w ślubie. Był jednym z… 600 gości.

– Wszystko zaczęło się około 5 lat temu kiedy moja przyjaciółka Anna Ceglewska zapoznała Jiju Veeramana – hindusa mieszkającego i pracującego w Polsce. Ich związek rozkwitł, zamieszkali razem i tworzą szczęśliwe małżeństwo. Mam ogromną przyjemność być ich przyjacielem i celebrować wraz z nimi ich najważniejsze chwile w życiu: ślub w Polsce i narodziny córeczki Zosi – Piotr rozpoczyna opowieść.

Jiju pochodzi z Koczin, miasta w południowej części Indii, w stanie Kerala, na Wybrzeżu Malabarskim nad Morzem Arabskim. Wiele opowiadał Piotrowi o swoim kraju, kulturze, krajobrazach i tradycjach. – Moją pasją są podróże więc zawsze z zaciekawieniem wysłuchiwałem jego opowieści, z nadzieją, iż kiedyś przyjdzie taki dzień, w którym będę mógł odwiedzić rodzinny kraj mojego indyjskiego przyjaciela – mówi słupczanin.

Ania wraz z Jiju w grudniu wyjechali do Indii, żeby poznać rodzinę i spotkać się ze przyjaciółmi. Będąc tam postanowili spełnić marzenie Piotra. Zaprosili go na ślub brata Jija. – Bez chwili zawahania się zgodziłem i kupiłem bilety lotnicze. Po przylocie na miejsce oprócz ekstremalnie wysokiej temperatury spotkało mnie bardzo dużo życzliwości, otwartości i gościnności ze strony rodziny i przyjaciół Jiju. Zadbali o każdy szczegół, abym czuł się wyjątkowo, za co jestem im ogromnie wdzięczny. Piękne krajobrazy, roślinność, owoce i jedzenie to charakterystyka tego miejsca. Jestem psychologiem, więc największą uwagę zwróciłem na mentalność tamtych ludzi, ich przyjazne podejście, uśmiech na twarzy i pozytywne nastawienie, czułem się tam bardzo wyjątkowo, jak w domu – opisuje Piotr.

W tradycyjnym indyjskim ślubie wzięło udział około 600 osób. W tamtej kulturze tradycją są ślubu aranżowane przez rodziców pary młodej, tak również było w tym przypadku. Samo świętowanie zaczęło się już dzień wcześniej kiedy to rodzina, przyjaciele i sąsiedzi celebrowali ostatnie chwili stanu wolnego pana młodego. Piękne tradycyjne stroje indyjskie zarówno u pań jak i panów, lekko ostre jedzenie, muzyka taniec i śpiew – to wszystko trwało do późnych godzin wieczornych. Nazajutrz dzień ślubu i podobnie jak w naszej kulturze najpierw ślub w kościele potem wesele na sali. Po wszystkim oficjalne przejście pary młodej do domu młodego i oddanie przez rodziców pani młodej swojej córki w ręce nowego męża i nowej rodziny, a potem już tylko wspólne szczęśliwe życie.

– Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, iż ta podróż, choć krótka, była najpiękniejsza w moim życiu. Miałem okazję poznać życie indyjskie od środka, prawdziwe, realne. Chciałbym jeszcze raz bardzo serdecznie podziękować Ani i Jiju oraz wszystkim przyjaciołom i rodzinie z Indii za tak wspaniałe przyjęcie i cudownie spędzony czas. Mam nadzieję, iż będę mógł się odwdzięczyć kiedy i oni przylecą nas odwiedzić, na co czekam z ogromną niecierpliwością – podsumowuje Piotr.

Idź do oryginalnego materiału