Ryszard Wójcik – rozmowa
Ryszard Wójcik: – Nie mam ku temu ani kompetencji, ani wiedzy, żeby się w tym zakresie wypowiadać.
Ale ja nie chcę, żeby oceniał pan jako ekonomista, ale jako Opolanin, który od 40 lat prowadzi biznes na Opolszczyźnie. Jako przedsiębiorca zna pan to środowisko, wie pan, co je cieszy i „boli”. Widzi pan zmiany, widzi bariery. Jakie mamy perspektywy, czy jesteśmy w stanie jako region dokonać skoku rozwojowego, który przesunie nas do górnej części tych tabel?
– Mam taką refleksję. 30 lat temu przejeżdżając z zachodu Polskę południową, to najpierw było miasto Wrocław, potem miasto Opole. A następnie Gliwice. Pominę i przepraszam mieszkańców Brzegu i Strzelec Opolskich, ale ja mówię o miastach powyżej 100 tysięcy mieszkańców. No, więc o ile porównamy te trzy miasta w perspektywie ostatnich 20-30 lat, to jedno nie podlega dyskusji. Wrocław stał się metropolią europejską. Gliwice stały się najnowocześniejszym miastem Górnego Śląska. A Opole jest przyjazne dla mieszkańców.
To też jest wielki atut, ale czego nam zabrakło, żeby było coś więcej?
– Regionowi, ale Opolu w szczególności zabrakło jakiejś takiej znaczącej inwestycji, która pchnęłaby to miasto do przodu. I to jest ta różnica w dynamice rozwoju Wrocławia i Gliwic. Tak czysto symbolicznie chyba najlepiej to ujmę na przykładzie obwodnicy. Opole jako pierwsze miasto w województwie wybudowało obwodnicę. Jednopasmową ze światłami na skrzyżowaniach. Ta obwodnica jednopasmowa jest dzisiaj takim znakiem, w jakim miejscu rozwojowym myśmy się znaleźli. Oczywiście, powstaje obwodnica południowa, ma powstać trasa średnicowa, która będzie rozbudowywana. Są fajne rzeczy…
…wyczuwam w tym jakieś „ale”.
– Odpowiem tu drugą refleksją. Parę dni temu wracałem z Gdańska. I z tego Gdańska do obwodnicy Opola jechałem 5 godzin. Nie łamiąc przepisów, bo autostrady dają taką możliwość. Natomiast odcinek do ulicy Luboszyckiej jechałem 15 minut. To jest 6 km. Wyjechała maszyna drogowa, która w sposób skuteczny zablokowała obwodnicę. To było o godzinie 15. Być może w kontekście mówienia o rozwoju województwa i o tym, iż drogą jedzie maszyna, która blokuje ruch w kierunku wschodu na pół godziny, jest pewną przesadą. Natomiast chyba po prostu nam brakuje jakiejś takiej wizji pchnięcia do przodu, a to wynika z tego, iż w Opolu nie pojawiła się naprawdę duża inwestycja od 30 lat. Dostrzegam przy tym te wszystkie inne, liczne inwestycje, które tu powstały, ale przecież my tu mówimy o znaczeniu w skali makro, a nie mikro.
W tej skali mikro ludzie bardzo się cieszą z tych inwestycji, bo zapewniły im pracę.
– Tak, to jest chociaż ten pozytyw, natomiast nie daje to tego impulsu rozwojowego przy całym procesie, o którym rozmawiamy. W Opolu jest zakład ifm ecolink, to już branża wysokich technologii. Nie powstały jednak lokalne firmy, które go obsługują. To jest za mała skala. Nie mamy takiego potencjału. Myślę, iż tego nam chyba jako regionowi brakuje. Choć mówię tu głównie w odniesieniu do Opola.
Czyli w regionie można mieć też inne odniesienie?
– W Nysie jest jakby druga strona tego medalu. Nysa buduje nowoczesne zakłady. Ja pamiętam, jak około 10 lat temu z rejonu Nysy do Wrocławia do pracy wyjeżdżało codziennie z ludźmi kilkadziesiąt autobusów pracowniczych. Dzisiaj do Nysy przyjeżdżają autobusy z pracownikami do pracy w tych nowych zakładach. Czyli gdzieś te impulsy rozwojowe są w Nysie. I widać to bardzo dobrze. W Kluczborku chyba też nie jest najgorzej. Opole jakoś nie miało chyba szczęścia do dużej inwestycji. To jest taki pewien mankament rozwojowy.
Prof. Romuald Jończy mówi, iż wystarczyłyby 2-3 duże inwestycje z branży high-tech, żeby dać impuls i przenieść nasz region na wyższy lewel rozwojowy. Powiedzmy jednak szczerze, iż brak takich inwestycji to nie wina władz jakiegoś miasta, gminy, a choćby regionu.
– Duża inwestycja idzie tylko wtedy, kiedy ma wsparcie rządowe. No, ale tego nie było. Być może to ta klątwa Opolszczyzny – mówię to z pełną ironią – jako części Niemiec. Przez ostatnie lata władza centralna nie dawała impulsu, żeby coś tutaj dołożyć, choć i wokół Wrocławia, a choćby w Nysie pewne inwestycje z gwarancjami rządowymi się pojawiły. Natomiast w Opolu, niestety, nie mieliśmy tego szczęścia. A wydawało się, iż reprezentację województwa w ekipie rządzącej mieliśmy bardzo silną…
Mieliśmy, ale w czasach PiS wsparcie szło po linii politycznej, gdzie rządzą „nasi”. Jak pan myśli, w jakim kierunku pójdzie Opolszczyzna?
– Nie znam szczegółowych danych. Pewnie one są gdzieś gromadzone. Natomiast w województwie opolskim na pewno sektor usług jest rozwinięty do maksimum. I będzie się musiał rozwijać coraz bardziej. Dlatego, iż specyfika regionu jest taka, iż młodzi ludzie stąd wyjeżdżają. Wracają natomiast ludzie, i to jest też chyba pewna specyfika, którzy stąd wyjeżdżali w latach 80. jako aktywni zawodowo. Chyba każdy z nas potrafi wskazać w gronie swoich bliższych i dalszych znajomych tych, którzy 30-40 lat temu wyjechali do Niemiec. A teraz zaczynają wracać. To znak, iż mieszkanie w Opolu czy województwie opolskim wcale nie jest takie złe. Tym bardziej, jeżeli co miesiąc emerytura według kursu przeliczeniowego na konto wpływa. Ale to spowoduje negatywne skutki demograficzne. A my już jesteśmy najstarszym województwem w kraju.
Tymi coraz bardziej starzejącymi Opolanami ktoś się będzie musiał zajmować.
– To jest kolejny problem, czyli usług związanym z opieką nad ludźmi starszymi. Zresztą, to jest jakaś gałąź gospodarki, która cały czas będzie rosła. Natomiast czy to rozwinie region? Stawi go na wyższym poziomie? Niestety, ale wracamy do tego braku impulsu rozwojowego, tych kilku znacznych inwestycji o charakterze większym niż montownia na kilkadziesiąt czy kilkaset rąk.
Jest pan pesymistą.
– Ja nigdy nie jestem pesymistą. Natomiast bardzo często realistą.
No, ale to oznacza, iż być może na zawsze zostaniemy na poziomie trochę wyższym niż Polska B, ale dużo niższym niż Polska A.
– Ja zawsze daję takie dwa przykłady. Jest firma Itaka, jest firma Sindbad. Zarówno jedna, jak i druga działa na rynku europejskim. Dla nas rynek opolski stanowi kilka procent strony przychodowej. Tak, jak my, Itaka powstała i funkcjonuje w Opolu, opiera się na pracy ludzi z tego regionu w głównej mierze. No, więc dzisiaj widziałem się z jednym z jej z szefów i mam jakby pogląd swój i ich na bieżąco. My nigdy nie dostaliśmy takiego jednoznacznego wsparcia od władz wojewódzkich, miejskich, jako firmy z regionu. Moje pisma z okresu początku covidu do wojewody opolskiego o pomoc, o wsparcie, o radę nigdy nie doczekały się żadnej odpowiedzi, już nie mówię o jakimkolwiek działaniu. W ich sytuacji było podobnie. Oni też ten trudny okres musieli pokonać sami, opierając się w zasadzie tylko na własnych kapitałach.
Nie jest łatwo u nas prowadzić i rozwijać firmy w długim okresie?
– Niedawno byłem na spotkaniu przedsiębiorców opolskich i zrobiłem porównanie do struktury przedsiębiorców opolskich sprzed 25 lat. To są zupełnie inni ludzie. Oczywiście, to normalne, iż z czasem ludzie się zmieniają, ale to nie kwestia zmiany twarzy, ale struktury własności firm, które były w Opolu dynamiczne 25 lat temu. Tych firm nie ma. Nie jestem w stanie odpowiedzieć, dlaczego tak się stało. Czy problem był wewnątrz tych firm, czy sukcesję przeprowadzono w taki sposób, iż te firmy się z rejonu wyprowadziły lub zakończyły działalność.
Nic dziwnego, iż nie dorobiliśmy się zbyt wielu czempionów, których nazwa automatycznie kojarzy się z Opolszczyzną. Na to trzeba wielu lat. Mamy ZAK, Górażdże, ZOTT, czy Nutricię. Ale to państwowe firmy albo zagraniczne.
– Rzeczywiście, nie mamy ich zbyt wielu, takich działających w skali kraju i zagranicy. Oprócz tych, które pan wymienił, ja bym znalazł jeszcze kilka rodzinnych firm, oprócz nas i Itaki, to np. Kler, Adamietz, czy Galmet. Mimo to w tym przypadku, to bardziej efekt wykorzystania lokalnego potencjału rynku i indywidualnych predyspozycji właściciela czy osób, które te firmy założyły, niż systemowej, konsekwentnej polityki państwa lub regionu. Natomiast, to się też wiąże z poprzednim pytaniem. Z mojego punktu widzenia ja nigdy nie poczułem wsparcia, patrząc na działania władz wojewódzkich i miejskich, które miałyby wskazywać, iż to, co w Polsce powstaje, jest dobre i należy to wspierać.
To kamyczek do ogródka naszych polityków i samorządowców? Oni zaraz zaprzeczą, iż przedsiębiorcom i inwestorom gotowi są przychylić nieba.
– Ja nie oceniam ani obecnej władzy, ani tej poprzedniej, ani jeszcze tej sprzed 15 lat, ani w mieście, ani w województwie. Po prostu jakoś tak jest. Chyba jest jakiś niewłaściwy mechanizm – wsparcia, dialogu, promocji. On niby jest, działa, ale ma mały wpływ na to, co się dzieje. Wie pan, sięgnę po taki przykład. Bliska mi jest piłka nożna. W Opolu znajduje się drugi największy zakład PGE w Polsce. Największy jest w Bełchatowie. A największe pieniądze na reklamy PGE wydawało w Mielcu. Gdzie od najbliższego punktu dostawy PGE to około 300 km. No, ktoś decydował o tym, gdzie te państwowe pieniądze kierować. W Mielcu rozwinęła się piłka, stanęły obiekty sportowe. W Opolu elektrownia na Odrę Opole nie przekazała złotówki. Z tego, co wiem, to w Bełchatowie również nie i klub już chyba wylądował w drugiej czy trzeciej lidze. Więc tego przełożenia, takiego poczucia interesu regionu, w rozumieniu takim rozwojowym, chyba nam wszystkim brakuje i efekt widać.
Mimo wszystko liczę, iż najlepsze jeszcze przed nami. Że w końcu zostaną stworzone warunki do powstania inwestycji, które spowodują, iż region spróbuje gonić najlepszych. Tereny są, potencjał jest. Czyli mamy szanse. Przez ostatnie osiem lat region głosował wbrew władzy. W ostatnich wyborach w dużej większości poparł w tej chwili rządzących. Od skuteczności nowo wybranych będzie zależało wiele.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania