Starym Polonezem pojechali do Turcji

3 godzin temu

Przemek Dąbrowski z Naprusewa, Radek Działakiewicz z Ostrowitego i Mateusz Mikołajczyk z Obłaczkowa starym Polonezem z oryginalnym silnikiem 1.6 76 KM pojechali nad Morze Czarne w północnej Turcji. Wszystko w ramach kolejnej edycji charytatywnego rajdu Złombol.

Złombol to kilkudniowy, turystyczny, etapowy rajd charytatywny organizowany od 2007 roku, do którego dopuszczane są pojazdy produkowane i projektowane w dawnym bloku wschodnim oraz powstałe już po jego rozpadzie, ale koncepcyjnie i techniczne oparte na konstrukcjach z tego okresu. Posiadanie starego auta nie jest jedyny warunkiem udziału w rajdzie. Każda załoga musi zebrać pieniądze dla dzieci z domów dziecka. W tym roku minimalna kwota wynosiła 2,8 tys. zł. – Chcielibyśmy podziękować darczyńcom za okazane dobre serce. Dzięki nim udało się zebrać pieniądze, by pomóc dzieciom z domów dziecka i dla nich z powodzeniem przekroczyć metę rajdu – mówi Mateusz Mikołajczyk z Obłaczkowa, który razem z dwoma kolegami z gminy Ostrowite: Przemkiem Dąbrowskim z Naprusewa i Radkiem Działakiewiczem z Ostrowitego wziął udział w tegorocznej edycji Złombola. Start miał miejsce 5 lipca w na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Tym razem meta czekała w miasteczku Giresun położonym nad Morzem Czarnym w północnej Turcji. – Po opuszczeniu Stadionu Śląskiego wyruszyliśmy w kierunku Słowacji. Następnego dnia postanowiliśmy odwiedzić stolicę Węgier, Budapeszt. Tam zrobiliśmy dłuższy przystanek, by pozwiedzać miasto. Tego samego dnia wyruszyliśmy do stolicy tym razem Bułgarii, Sofii. Monumentalne zabytki, pięknie oświetlone miasto nocą. Nazajutrz tj. 7 lipca pożegnaliśmy się z Sofią zmierzając w kierunku Turcji. Po godzinnej odprawie na granicy wreszcie wyruszyliśmy do zamierzonego celu. W tym dniu zatrzymaliśmy się na nocleg w miejscowości Sakarya. Nazajutrz naszym oczom ukazał się samolot pasażerski umiejscowiony w parku w środku miasta. Okazało się, iż jest to restauracja. Po skorzystaniu z oferty tej „lini lotniczej” wyruszyliśmy w kierunku Giresun. Droga była bardzo wymagająca zarówno dla nas samych jak i dla naszego auta. Temperatura niekiedy powyżej 40°C dawała nam się we znaki, gdyż nasz Polonez nie posiada wygód takich jak klimatyzacja. Do tego dochodziły strome podjazdy i zakręty niczym serpentyny, które znacznie wydłużały nasza podróż. Martwiliśmy się czy nasz „Poldek” się nie podda. Niejednokrotnie mijaliśmy auta na poboczu z podniesiona maską. Zatrzymywaliśmy się próbując pomoc innym ekipom. Lokalni mieszkańcy miejscowości, w których zatrzymywaliśmy się m.in. na tankowanie lub zwykły postój pytali się nas skąd jesteśmy, dokąd jedziemy, co to za wyścig. Otrzymawszy odpowiedz: „jesteśmy z Polski, jedziemy do Giresun, bierzemy udział w wyścigu charytatywnym „, byli wielce zdumieni, iż z tak daleka jedziemy. W końcu późnym wieczorem, 9 lipca mimo ciężkich warunków, po pokonaniu ponad 3200 km przekroczyliśmy linię mety, która czekała na nas na plaży w Giresun. Zostaliśmy jeszcze kilka dni w Turcji by odwiedzić, m.in. Ankarę, Stambuł, polską wioskę Polonezköy. Kolejno odwiedziliśmy miasteczka znajdujące się nad Morzem Czarnym w Bułgarii, następnie Bukareszt i sławny zamek Drakuli. Po tych kilkunastu dniach wracamy do Polski jadąc z Rumunii przez Węgry i Słowację, zmęczeni ale zadowoleni, iż mogliśmy wziąć udział kolejny raz w takim wydarzeniu i wyzwaniu. Poznaliśmy wielu ciekawych osób, wiele ciekawych miejsc wartych odwiedzin. Wierzymy, iż warto pomagać, bo dobro powraca – relacjonują Mateusz, Przemek i Radek.

Idź do oryginalnego materiału