Szwedzki elektryk nowej ery. Recenzja Volvo EX30

5 miesięcy temu

Prowadzi się więcej niż przyjemnie, a dynamiczny napęd jest zaskakująco oszczędny. Wada? Niektórych może przytłoczyć zbyt futurystyczny projekt wnętrza…

Tylko na pozór EX30 może kojarzyć się ze świetnie sprzedającym się spalinowym lub hybrydowym XC40. Między dwoma najmniejszymi w gamie Volvo SUV-ami można dopatrzyć się pewnych podobieństw stylistycznych i… na tym koniec. Szukanie wspólnych cech nie ma sensu, bo Szwedzi wraz z premierą EX30 zaserwowali nowość z prawdziwego zdarzenia, a nie – jak mogło się wydawać – ulepszone, zmodernizowane na elektryczną nutę, dobrze znane i cenione auto. Skandynawski producent zagrał odważnie i z pewnością liczy na poważny rynkowy sukces. Po tygodniowej przygodzie z EX30 wiem, iż to uzasadnione aspiracje.

Ale fajnie, jest żółty! Szczerze ucieszyłem się na widok „mojego” prasowego Volvo, bo wiedziałem, iż na dziennikarzy czeka też wariant w mniej efektownym czarnym kolorze nadwozia. Cytrynowy lakier nie tylko sprawił, iż EX30 było wdzięcznym modelem przed obiektywem aparatu, ale też przyciągał niezliczoną ilość spojrzeń kierowców i przechodniów. Nic dziwnego, bo to naprawdę robiący wrażenie wóz. Wprawdzie nie krzyczy całym sobą, iż jest „kosmicznym” pojazdem, jak próbują robić to np. Koreańczycy z Kii czy Hyundaia, ale bije od niego pożądana nowoczesność. Gładki, pozbawiony typowego „grilla” front, ciekawie „narysowane” przednie i tylne lampy, czarny dach, duże dwukolorowe felgi… Jest na czym zawiesić oko. Lekko ponad 4,2 m długości nie pozostawia wątpliwości, iż mamy do czynienia z reprezentantem segmentu B. I nic ponadto. Przywołane na wstępie XC40 to odczuwalnie większy samochód. Najłatwiej przekonać się o tym, zajmując miejsce na tylnej kanapie, gdzie może nie jest skandalicznie ciasno, ale też trudno mówić o wygodzie. Również bagażnik o pojemności 318 litrów nie będzie największym atutem EX30. Naprawdę komfortowo siedzi się jedynie na fotelu kierowcy, bowiem ten obok, przeznaczony dla pasażera z pierwszego rzędu, nie miał regulacji góra – dół. Mowa o wersji bez elektrycznego sterowania fotelami, jaką otrzymałem do testu. A szkoda, bo podróżując jako pasażer, zdecydowanie chciałbym siedzieć trochę niżej.

Fot. Maciej Woldan
Idź do oryginalnego materiału