ULKS Bogdańczowice to teraz trzecia siła naszych kobiet

1 rok temu

15 lat ULKS Bogdańczowice

– ULKS Bogdańczowice to była wspólna inicjatywa paru osób. Zaczęło się od tego, iż wrócił do Kluczborka były mieszkaniec ziemi kluczborskiej, nieżyjący już Norbert Wolf, który w Niemczech zajmował się piłką nożną, co prawda męską, ale rozmawialiśmy dużo na ten temat. Do tego doszli nauczyciele wychowania fizycznego w Zespole Szkół Rolniczych w Bogdańczowicach oraz działacze i sympatycy MKS-u Kluczborku, w tym obecny marszałek województwa opolskiego Andrzej Buła, były piłkarz Odra Opole Ryszard Okaj czy sędzia Jan Pukajło. Podjęliśmy błyskawicznie decyzje o zebranie stowarzyszenia. Działaliśmy bardzo gwałtownie i 8 stycznia 2008 zarejestrowaliśmy nasz klub – wspomina prezes Jan Sadowski dodając iż jednocześnie klub wstąpił do Wojewódzkiego Zrzeszenia Ludowych Zespołów Sportowych w Opolu w którym jest do dziś.

Pierwszym trenerem został Mirosław Krzyształowicz, ówczesny nauczyciel wychowania fizycznego a w tej chwili dyrektor Zespołu Szkół Centrum Kształcenia Rolniczego w Bogdańczowicach. Nabór przeprowadzony został wśród dziewcząt ze szkół ponadgimnazjalnych na terenie powiatu kluczborskiego.

– Z perspektywy tych 15 lat zdajemy sobie sprawę, iż powinniśmy rekrutować wśród młodszych, ale dzięki ogromnemu zaangażowaniu trenera i dziewczyn, które często były już dorosłe, czuliśmy, iż warto to dalej robić. Choćby jak sobie przypomnę frekwencję na treningach. Nie przeszkadzał im deszcz czy śnieg, one chciały do czegoś dojść w piłce – zauważa Sadowski.

Początki nie były łatwe

Do dziś klub oparty jest na byłych i obecnych uczennicach kluczborskich szkół, w tym placówki z Bogdańczowic. Choć są też dwie piłkarki z Opola. Niemniej większość to mieszkanki powiatów kluczborskiego i oleskiego. Jak Żaneta Garbicz, która mieszka w Gotartowie i z małymi przerwami gra w zespole od początku do dziś.

– Od dziecka lubiłam pograć z chłopakami w piłkę i z biegiem lat coraz bardziej wchodziłam w ten świat. Kiedy miałam 16-17 lat na zawodach zauważył mnie trener Krzyształowicz i zapytał, czy nie chciałabym trenować na poważniej. I w ten sposób dowiedziałam się, iż w okolicy tworzy się kobieca drużyna – wspomina zawodniczka, która z drużyną jest związana przez pół życia. – Zrobiłam sobie dwa lata przerwy, ale jak jeździłam w odwiedziny do dziewczyn, to czułam, iż tęsknię, ciągnęło mnie na boisko. Bez tego żyć nie mogę. Muszę grać. Nie ma innego wyjścia.

Początki drużyny jednak nie były łatwe. Drużyna przegrywała większość meczów i to bardzo wysoko. Kto wie czy punktem zwrotnym nie była jedna bramka zdobyta przeciwko silnej Unii Opole i to mimo końcowego pogromu.

– Przegrałyśmy wtedy chyba 1-23, ale zdobyłyśmy gola. Pierwszego w naszej historii. To nam pokazało, iż jednak coś tam potrafimy zrobić w ataku, jakoś tak nas to potem nakręciło na kolejne mecze i było coraz lepiej i lepiej – wspomina Żaneta Garbicz.

Małymi krokami do przodu

Ekipa spod Kluczborka małymi kroczkami szła do przodu. Przyszły pierwsze triumfy, a po nich kolejne i kolejne. I po pięciu latach działalności awansowała na zaplecze elity, gdzie przez prawie pięć lat była solidną ekipą, która nigdy nie musiała oglądać się za siebie w kwestii utrzymania. Największym sukcesem była czwarta lokata na koniec sezonu 2014/15, co oznaczało miejsce w TOP20 kobiecych drużyn w kraju.

W kategorii ogromnego osiągnięcia należy zapisać także dotarcie do 1/8 finału Pucharu Polski i to jako zespół z trzeciego szczebla zmagań. Po drodze ULKS wywalczył trofeum wojewódzkie, a potem wyeliminował ówczesne liderki 1. ligi z Zagłębia Lubin! Na drodze do ćwierćfinału i to dość drastycznie stanęła im Unia Racibórz, która była wtedy potęgą, naszpikowaną gwiazdami kobiecej piłki, nie tylko z naszego kraju, ale i choćby Gwinei Równikowej.

– Wiedziałyśmy, iż przegramy wysoko, ale chciałyśmy zagrać i nie bałyśmy się tego ryzyka. Mimo tego, iż naprzeciwko nas wyszło chyba pół reprezentacji Polski, postanowiłyśmy walczyć i pokazać, co umiemy – obrazuje Żaneta Garbicz, a w podobnym tonie wypowiada się sternik klubu.

– Wynik był raczej do przewidzenia, ale dziewczyny miały satysfakcję, iż mogły zmierzyć się z takimi rywalkami. To było dla nich ogromne przeżycie. Zresztą chyba dla nas wszystkich, działaczy i kibiców. Bo wtedy naprawdę spora rzesza fanów przyszła zobaczyć najlepszy kobiecy klub w kraju – nie kryje Jan Sadowski. – Na innych meczach z frekwencją bywa różnie, ale pamiętam, iż na tym, który decydował o awansie do 1. ligi naliczono ponoć 500 osób, co jak na kobiecą piłkę nożną jest sumą pokaźną.

Czasem trzeba się cofnąć..

Były też jednak momenty znacznie smutniejsze. Jak choćby ten, gdy na początku sezonu 2017/18 drużyna wycofała się z rozgrywek drugiego szczebla.

– Z perspektywy czasu wiem, iż nie byliśmy za bardzo przygotowani na grę w 1. lidze przez tyle lat. Zabrakło w pewnym momencie wymiany pokoleń. Dziewczyny były coraz starsze, zaczęły układać sobie życie, doszły im praca, rodzina i piłka nożna zeszła na dalszy plan. Przyznam, iż w tym okresie zaniedbaliśmy drużyny młodzieżowe. Przytrafiła się też plaga kontuzji. Morale spadało, bo nie było żadnej satysfakcji z takich meczów. I doszliśmy do wniosku, iż trzeba zrobić duży krok w tył – tłumaczy Jan Sadowski.

Drużyna w następnym sezonie przystąpiła do ligi wojewódzkiej, gdzie spędziła trzy lata, po czym wywalczyła awans do 3. ligi, ale jako beniaminek nie zdołała się utrzymać. Co prawda klub otrzymał szansę pozostania na tym poziomie, ale zrezygnowano z tej opcji, co zbiegło się ze zmianą trenera. Pawła Gieraka, czyli byłego obrońcę MKS-u Kluczbork, zastąpił były golkiper tego klubu Grzegorz Świtała. Zresztą obu łączy także fakt, iż są pracownikami szkoły w Bogdańczowicach, co jest stałą praktyką w klubie.

– Nowy szkoleniowiec podjął decyzję, iż chce na niższym poziomie budować drużynę od nowa. Tak by mieć czas popracować nad taktyką, wypróbować zawodniczki na rożnych pozycjach. I wydaje mi się, iż dziewczyny zrozumiały to. Chętnie uczestniczą w zajęciach i czują, iż mogą jeszcze coś osiągnąć pod jego wodzą. On sam jest bardzo ambitnym człowiekiem i myślę, iż pod jego kierunkiem możemy sporo zdziałać – zauważa Sadowski.

… by potem znowu ruszyć

– Najważniejszym naszym celem było odbudowanie zespołu, sprawienie by na treningach było jak najwięcej dziewczyn i żeby była dobra atmosfera. Chyba mi się to udało zrobić – zaznacza skromnie Grzegorz Świtała. – Dopiero potem zaczęliśmy myśleć o awansie, aczkolwiek wciąż nie było presji. Po pierwszej rundzie przewaga jednak była tak duża, iż postanowiliśmy spróbować. Wciąż jednak nastawialiśmy się głównie na to, żeby jak najbardziej się rozwijać i w każdym meczu dobrze się prezentować. Udało się to wszystko połączyć, z czego bardzo się cieszymy – tłumaczy szkoleniowiec, który swego czasu prowadził choćby OKS Olesno w 4. lidze mężczyzn i tym samym ma porównanie w kwestii tego, jak się pracuje z obiema płciami.

– Na pewno są inne problemy. Kobiety bardziej przywiązują uwagę do tego, co się do nich mówi. I trzeba uważać na to, jak się podchodzi do pracy. Wiadomo, iż w męskiej szatni padają czasem różne ciężkie słowa, tutaj takich staram się unikać. Bardziej szukam pozytywów, bo one to robią z czystej przyjemności, nie mają za to żadnych pieniędzy, gratyfikacji. Opieramy się na wspólnej pasji i staram się tym je zarażać. jeżeli uda się poprawić każdą najmniejszą rzecz i jest to widoczne, to zawsze to podkreślam. Dużo się da zrobić odpowiednią atmosferą i poczuciem humoru, pozytywnym podejściem. Wszystko małymi kroczkami jest do zrobienia.

Teraz przed zespołem gra na wyższym szczeblu. Co ciekawe, po tym jak Plon Błotnica Strzelecka, mimo utrzymania się, nie przystąpi do rozgrywek 3. ligi, team spod Kluczborka znowu stał się trzecią siłą regionu. A kto wie może powalczy o miejsce nr 2, wszak w strefie III rywalizować będzie z Unią Opole. Wyżej jest już tylko Rolnik Głogówek.

Odpowiedni czas

Na tym nie koniec. By nie powtórzyć błędów z przeszłości od początku tego roku przy ULKS-ie znowu działa drużyna młodzieżowa. Tą prowadzi była zawodniczka klubu Agnieszka Pieńkowska.

– Grupa już się rozrosła do kilkunastu dziewcząt i myślę, iż to był adekwatny krok. Zwłaszcza, iż niektóre z nich rozwijają się w naprawdę imponującym tempie – cieszy się Jan Sadowski.

Kto wie, może któraś pójdzie w ślady Moniki Latańskiej, która pierwsze kroki stawiała właśnie w Bogdańczowicach. A potem została wypożyczona do ekstraklasowego Zagłębia Lubin.

Co ciekawe, awans przyszedł we właściwym czasie i były podwójne powody do świętowania, albowiem na koniec sezonu przygotowano imprezę, także z okazji 15-lecie istnienia klubu. W związku czym wzięły w niej udział nie tylko obecne, ale też byłe zawodniczki. Ponadto trzy z nich odznaczone zostały Odznakami Honorowymi OZPN. Katarzyna Gaweł (trenerka i sędzina, która sędziuje ekstraklasę) otrzymała srebrną, a Teresa Kaczerewska i Żaneta Garbicz – brązowe.

– Nie spodziewałam się, ale muszę przyznać, iż był to naprawdę miły gest. Nagroda za ten trud i wyrzeczenia przez te wszystkie lata – cieszy się ostatnia z wymienionych.

Idź do oryginalnego materiału