Upadek Manchesteru United w okresie 2025: Od Pucharu Anglii do 15. miejsca i totalnej katastrofy

bstok.pl 1 tydzień temu
Zdjęcie: Upadek Manchesteru United w sezonie 2025: Od Pucharu Anglii do 15. miejsca i totalnej katastrofy


Manchester United. Nazwa, która kiedyś była synonimem dominacji, dyscypliny i… dramatów. Dziś został już tylko ten ostatni. Po krótkim uniesieniu związanym ze zdobyciem Pucharu Anglii, Czerwone Diabły znalazły się w kompletnym chaosie. Jak do tego doszło? Zapnijcie pasy, bo to będzie jazda bez trzymanki.

Sukces, który zamazał rzeczywistość

Wszystko zaczęło się od triumfu w FA Cup. Trofeum, które sprawiło, iż zarząd klubu uznał Erika ten Haga za „właściwego człowieka na adekwatnym miejscu”. Problem w tym, iż statystyki mówiły coś zupełnie innego — był to najgorszy sezon United w historii Premier League.

Logiczne byłoby go zwolnić. Ale nie, to przecież Manchester United. Postanowili więc… zainwestować kolejne 24,5 miliona euro w nowych zawodników pod filozofię Ten Haga. I co? Po dziewięciu kolejkach — 14. miejsce. Najgorszy początek sezonu od 35 lat.

Zwolnienie Ten Haga… i logiki

W końcu choćby zarząd zrozumiał, iż nie warto było umierać za FA Cup. Zwolnili Ten Haga. Interimem został Ruud van Nistelrooy. Wyglądał obiecująco, pokazał się z dobrej strony… i został pominięty.

Bo przecież po co korzystać z darmowego rozwiązania, skoro można wyrzucić 10 milionów euro, żeby wykupić Rubena Amorima w połowie sezonu? Genialny ruch. Co mogło pójść nie tak?

Odpowiedź: wszystko.

Nowa era… ten sam problem

Po siedmiu meczach pod wodzą Amorima — Manchester United dalej był na 14. miejscu. Tyle hałasu, zmiana trenera, nowa filozofia, a efekt? Żaden. Zespół wyglądał jak grupa ludzi, którzy dopiero co się poznali na przystanku autobusowym.

Kilka dni po porażce z 18. w tabeli Wolves — kolejna kompromitacja z Newcastle. Dwie bramki stracone w 22 minuty. A mogło być więcej. Cała pierwsza połowa to był pokaz bezradności.

Joshua Zeri zdjęty z boiska w 32. minucie przy akompaniamencie buczenia. 42,5 miliona funtów wyrzucone w błoto. A klub? W odpowiedzi tnie fundusz dla osób niepełnosprawnych i podnosi ceny biletów. Brawo.

Cud w Anfield?

Kolejny przystanek — Anfield. Miejsce, gdzie United nie wygrali od 2015 roku. Fani żartowali, iż lepiej oddać mecz walkowerem — 3:0 to i tak łagodny wymiar kary. Ale ku zdziwieniu wszystkich — Czerwone Diabły przetrwały pierwszą połowę… a choćby strzeliły gola jako pierwsi!

Strzelcem był argentyński Timmy Turner (nie, nie ten z kreskówki). Chwilę potem — klasyka: katastrofa w obronie i karny. Jednak Amad Diallo wyrównał, a w doliczonym czasie gry Zeri obsłużył Maguire’a, który… nie trafił. Ale przynajmniej miał lepsze ustawienie niż Haaland.

Fikcja sukcesu i rozwalone telewizory

United wygrali z Brentford (czyli tzw. XG merchantami) po karnych w Carabao Cup, pokonali Southampton… i wtedy przyszedł Brighton. 3 dni później — brutalny nokaut. Amorim rozwalił telewizor w szatni. Dosłownie.

Co interesujące — przyniosło to 3 kolejne zwycięstwa. Ale dwa z nich były w Lidze Europy. W Premier League? Tylko jedna wygrana — z Fulham. Po 13 meczach — 7 porażek. Lisandro Martínez? Kontuzja. Nie wróci aż do 2026 roku.

A atak? Nie istniał. Po kontuzji Diallo, jedynego realnego zagrożenia, United zostali bez pomysłu. Bruno? 5 bramek — z czego 3 z karnych. Rashford? Na wypożyczeniu. A i tak ma więcej goli niż Garnacho, Zeri i Højlund razem wzięci. Koszt razem? 116,4 miliona funtów.

Ofensywa martwa, atmosfera jeszcze gorsza

Aktualna pozycja w tabeli? 15. miejsce. Jeszcze gorzej niż wcześniej. Ostatnia kompromitacja — porażka z zespołem składającym się z „pacjentów szpitalnych”. Ofensywa nie istniała. Jedynym jasnym punktem był Patrick Dorgu — oczywiście, bo to jedyny transfer Amorima.

Cała reszta? Totalna beznadzieja.

Obrona? Średnia. Atak? Piąty najgorszy w lidze. A jeżeli odjąć gole Diallo, to United praktycznie nie istnieje ofensywnie. A teraz, patrząc na mecze dziś i w nadchodzących tygodniach — jedynym realnym rywalem do ogrania wydaje się Ipswich. Chociaż choćby Leicester na wyjeździe może ich rozwalić.

Amorim w ogniu krytyki

Trzeba jednak uczciwie powiedzieć — Amorim odziedziczył bałagan. Przejął drużynę w środku sezonu. Zawodnicy? Szyci pod filozofię Ten Haga. A teraz oczekuje się od niego cudów. Fani się niecierpliwią, zapominając o całym kontekście.

Jasne — Ruben też popełnia błędy. Upiera się przy swoim stylu gry, zamiast dostosować go do realiów. Nie jesteś na presezonie. Masz 12 punktów nad strefą spadkową. Tu chodzi o przetrwanie.

Problem jest głębszy niż trener

To nie tylko kwestia taktyki. To strukturalne zgnilizna. Zarząd. Kultura klubu.

Pamiętacie Brexit Jima z INEOS? Zwolnienia, cięcia, odwołane święta — a jednocześnie 200 milionów wydane latem. A teraz mówi się, iż kolejnych 100 pracowników straci pracę.

To nie żarty — ludzie boją się o swoje etaty, bo klub… przepłaca za przeciętnych graczy. Niech ktoś to w końcu powie Glazerom: problem nie leży w kucharzu z kantyny, tylko w waszym zarządzaniu.

Co dalej?

Prawdę mówiąc? Nikt nie wie. Amorim może nie dotrwać do końca sezonu. Może zbuduje coś większego, jeżeli mu pozwolą. A może zarząd znów kliknie „zwolnij menedżera” jak w Football Managerze.

Bo w United jedno jest pewne — chaos to norma.

Jeśli chcą wrócić do bycia wielką marką, muszą przestać marnować pieniądze, przestać zwalniać ludzi i zacząć planować. Bo dziś przegrywają nie tylko mecze. Przegrywają też swoją tożsamość.

Idź do oryginalnego materiału