Dawczyni szpiku: Niewielkim kosztem można dać komuś wszystko

2 godzin temu
Zdjęcie: Dawczyni szpiku: Niewielkim kosztem można dać komuś wszystko


Dziś, 13 października przypada Ogólnopolski Dzień Dawcy Szpiku. W województwie lubelskim mieszka 634 faktycznych dawców szpiku i komórek macierzystych. Dzięki ich bezinteresownemu zaangażowaniu pacjenci hematoonkologiczni z całego świata otrzymali szansę na drugie życie.

Wśród dawców jest Milena Budzyńska, która oddała szpik 4 lata temu – rozmawiała z nią Lilianna Kaczmarczyk.

Co skłoniło panią do rejestracji jako potencjalny dawca szpiku?

– Zarejestrowałam się, idąc na studia. Stwierdziłam, iż to taki moment zmian, pierwsze poważne decyzje, pierwsza przeprowadzka. Stwierdziłam, iż muszę zrobić coś dla kogoś. kilka to kosztowało, bo musiałam tylko wypełnić w domu pakiet rejestracyjny, odesłać go pocztą i tak zaczęła się moja historia.

Jak wspomina pani moment, kiedy dowiedziała się pani, iż faktycznie ma pani swojego genetycznego bliźniaka, który czeka na pomoc?

– Telefon był dużym zaskoczeniem. Zarejestrowałam się dwa lata wcześniej, ten telefon był dopiero po dwóch latach. Na początku był szok, niedowierzanie. Ale potem ogromna euforia i chęć pomocy. Chciałam już w tym momencie rzucać wszystko i jechać oddać ten szpik. Ale okazało się, iż potrzebne są jeszcze badania wstępne, czy nic mi nie będzie, czy jestem całkowicie zgodna i dopiero ruszałam z kolejnymi krokami, ale już z taką euforią i uczuciem wybrania, iż można oddać coś swojego bezinteresownie.

Jak wyglądał proces oddania szpiku? Czy to bolesne?

– Ja oddawałam tą bardziej popularną metodą, czyli z krwi. Oddawałam komórki macierzyste. Nie bolało. Miałam trochę niepokoju, ale lekarze współpracujący z fundacją odpowiedzieli na wszystkie pytania, byli bardzo pomocni. Panie pielęgniarki, które były ze mną przez całe pobranie, pomagały we wszystkim i nie odczułam choćby grama bólu. Przed pobraniem trzeba było przygotować się, przyjmując specjalny specyfik uwalniający te komórki ze szpiku. To było kilka dni zastrzyków. Dla mnie nie było to problematyczne, ale wiem, iż może to niektórych przestraszyć. Fundacja zawsze udziela pomocy, ktoś może nam robić te zastrzyki. Potem wycieczka do punktu pobrań i kilka godzin wygodnego leżenia, gdy maszyna filtrowała krew i wybierała komórki do przeszczepu. Cała procedura polega na tym, iż jesteśmy podłączeni do maszyny, jest wkłucie w jedną rękę, krew idzie do maszyny, maszyna filtruje ją, wyjmuje tylko te komórki macierzyste, które będą do przeszczepu, i cała krew wraca do nas w drugą rękę, w drugie wkłucie. Ten proces jest niebolesny, tylko długotrwały. Byłam tam chyba pięć godzin, ale kolega naprzeciwko mnie tylko trzy.

Czy wiedziała pani coś o osobie, której pomaga?

– Fundacja ze względu na to, iż komórki lecą na cały świat i ogranicza nas prawo międzynarodowe, udziela tylko informacji odnośnie płci, wieku oraz kraju pochodzenia. Ja oddałam szpik 23-letniemu mężczyźnie z Czech.

Jakie to uczucie uratować komuś życie?

– Duma. Na początku bardzo często myślałam, jak wyjątkowe jest to przeżycie. Ciężko komuś to wytłumaczyć. Dopiero jak poznałam innych dawców faktycznych, to zrozumiałam, iż mamy taką wyjątkową rzecz w życiu, tego bliźniaka, który zawdzięcza nam prawie wszystko. Podnosi to na duchu, nadaje sensu, iż robi się bezinteresownie coś znaczącego dla kogoś innego.

Jak zmieniło się pani życie od momentu, kiedy została pani dawczynią?

– Spojrzałam na świat z innej perspektywy. Musiałam wziąć dwa dni wolnego, całkowicie płatnego. Całkowicie zmieniło to życie mojego bliźniaka. Dostałam od niego list. Jest to wyjątkowa sytuacja, ze względu na prawo, które nas ogranicza, list był ocenzurowany. Nie możemy nic o sobie wiedzieć. Ale wyraził w nim dużą wdzięczność. Powiedział, iż zmieniłam jego życie, bo ma szansę na kolejne lata życia dzięki mnie. Mam ten list cały czas w telefonie. Przypomina mi, iż nieważne, co się dzieje, muszę doceniać każdy dzień.

Teraz pani angażuje się w działania DKMS-u.

– Od pobrania moja aktywność z DKMS-em ruszyła. Regularnie uczęszczam na akcje rejestracyjne, na wydarzenia, różne wyjazdy, festiwale, gdzie też rejestrujemy potencjalnych dawców. Ostatnio był Maraton Warszawski, tam też rejestrowaliśmy dawców. Mamy też takie wydarzenia, jak np. w weekend – Ogólnopolski Dzień Dawcy Szpiku. Spotykamy się w węższym gronie, żeby przypomnieć sobie, dlaczego to wszystko robimy.

Co chciałaby pani powiedzieć osobie, która jeszcze się waha?

– Powiedziałabym, iż niewielkim kosztem można dać komuś wszystko. Mimo pewnych ograniczeń, który każdy może mieć, warto się przełamać dla tej zmiany w czyimś życiu.

Według danych Fundacji DKMS co 40 minut ktoś w Polsce słyszy diagnozę nowotworu krwi, co w skali roku daje 13 tysięcy pacjentów. Ponad 800 jest kwalifikowanych do przeszczepienia komórek macierzystych lub szpiku od niespokrewnionego dawcy.

LilKa / opr. WM

Fot. archiwum RL

Idź do oryginalnego materiału