Tym bardziej, iż od jakiegoś czasu aby uprawiać futbol australijski, o którym tu mowa, wcale nie trzeba wyjeżdżać na Antypody czy Wyspy Brytyjskie. Wystarczy zawitać do Fortu Nysa.
– Jest to wciąż u nas sport niszowy. W kraju uprawia go około 200 osób, z czego sporo obcokrajowców, a w kadrze narodowej jest 20 miejsc czyli jest spora szansa na to, by się do niej dostać – obrazuje Mateusz Latawski, trener i zawodnik aktualnych wicemistrzów Polski z Fortu Nysa.
– By zajść daleko np. w piłce nożnej, siatkówce czy koszykówce to trzeba je zacząć uprawiać gdy się jest dzieckiem, a przynajmniej nastolatkiem. W naszym przypadku wszyscy zaczynają niemalże od początku, z tego samego pułapu. Można mieć 35 lat, przyjść na pierwszy trening i po sześciu miesiącach solidnych zajęć, jeżeli oczywiście gra się dobrze, pojechać na mistrzostwa Europy. Tym bardziej, iż te są co roku i grają te kraje, które chcą wystartować. Można więc przeżyć fajną przygodę i poznać mnóstwo ludzi z całego świata, bo środowisko jest małe, a gra w to całkiem sporo narodowości. Zresztą jako klub także rywalizujemy nie tylko w Polsce, ale i w Europie, co np. pokazały ostatnio dziewczyny startując we Francji – wylicza, jeden z propagatorów futbolu australijskiego nie tylko w regionie, ale i w naszym kraju.
Zresztą warto tu zauważyć, iż to od niego de facto zaczęło się w Nysie zainteresowanie tym sportem. Choć jak zaznacza, on rzucił pomysł gry, ale klub założono już w kilka osób.
– Wcześniej mieszkałem w Anglii przez 13 lat. Tam grałem podwórkowo w rugby i futbol australijski. Jak wróciłem to pokazałem ten drugi sport znajomym. Bardzo im się spodobał i tak to się zaczęło – wspomina.
Co to za sport?
Tak w uproszczeniu to głównym celem gry jest kopnięcie jajowatej piłki (przypominającej tą do rugby) pomiędzy cztery słupki bramkowe. W zależności od tego, gdzie zostanie posłana, drużyna zdobywa odpowiednią liczbę punktów. Pomiędzy dwa środkowe słupki to sześć „oczek”, dwa zewnętrzne wyznaczają dodatkowy obszar punktowy – jeden. Piłka może być podawana na kilka różnych sposobów. Aczkolwiek ręką dozwolone jest jedynie „piąstkowanie”. Zawodnicy mogą się dowolnie poruszać po boisku, a zmiany są hokejowe.
W „oryginale” po 18 osób obu drużyn rywalizuje na owalnych boiskach, których długość wynosi pomiędzy 135 i 185 metrów, a szerokość od 110 do 155 metrów. Na Starym Kontynencie z reguły nie ma tego typu obiektów. W związku z czym gra się na odpowiednio zaadaptowanych boiskach do rugby lub piłki nożnej. Co za tym idzie jest też dwa razy mniej zawodników czy zawodniczek. Zamiast po sześciu obrońców, pomocników i napastników, formację te tworzą po trzy osoby.
– To kombinacja wielu sportów. Jest tam sporo kopania czyli piłka nożna. Walka o górne piłki jak pod tablicami czy przy wznowieniach zatem koszykówka. Dużo jest przepychania jak w piłce manualnej, trochę rugby, bo są szarże. Rzecz jasna dużo biegania. Ale jest też i sporo elementów crossfitowych, jak podnoszenie czy przerzucanie. Każdy się odnajdzie. Trzeba tylko chcieć – zachęca Latawski.
Grają panowie i panie
W futbol australijski grają także kobiety, również w Nysie. I zasadniczo między męską a żeńską wersją nie ma większej różnicy, jak to np. bywa przy hokeju na lodzie czy baseballu/softballu. Co interesujące zdarza się, iż panie choćby grają ostrzej.
– Na męskich zawodach często bywa tak, iż gra się w zależności od tego jak zachowują się przeciwnicy. Jak prezentują się ostrzej, to i ty tak robisz. Jak spokojniej, to też starasz się nie przesadzać. Kobiety nie kalkulują, robią swoje. Aczkolwiek nie ma też w tym takiej fizyczności i siły jak u panów – zauważa Latawski.
– Wydaje mi się, iż u chłopaków jest znacznie więcej kopnięć, częściej ta piłka krąży w powietrzu. U nas z kolei jest więcej szarż, przez co wygląda to bardziej spektakularnie – podkreśla Magdalena Maroszek, jedna z założycielek sekcji żeńskiej w klubie.
– W tamtym roku, podczas turnieju Nysa Cup, mieliśmy pierwszy w Polsce mecz kobiet. I to było spotkanie pomiędzy graniem mężczyzn. I jak weszły dziewczyny na boisko to wszyscy byli szoku, iż tyle się dzieje, iż tak walczymy i jest taki „młyn na boisku” – wspomina ze śmiechem zawodniczka, która do tego sportu trafiła przez przypadek, tuż po rezygnacji z treningów tańca.
– Zobaczyłam ogłoszenie na Facebooku, iż w naszym mieście powstaje żeńska drużyna i postanowiłam spróbować. To się też zbiegło z tym, iż rozpoczynałam studia na kierunku psychofizyczne kształtowanie człowieka na PANS w Nysie. I akurat to się tak połączyło, iż ten kierunek dużo mi też pomaga w tym sporcie – wyjaśnia.
W klubie licząc obie płcie trenuje łącznie około 60 osób, z czego blisko połowa to zawodniczki. Na treningi, które są koedukacyjne i realizowane są 2-3 razy w tygodniu, przychodzi od 20 do 30 osób, a rekord to 40. To co wyróżnia ten sport to również fakt, iż nie ma w drużynie szczególnych ograniczeń wiekowych. Najstarszy zawodnik w nyskim zespole 49 lat, najmłodszy 12. Zajęcia realizowane są na boisku w Hajdukach Nyskich.
Panowie mają właśnie za sobą pierwsze zmaganiach w ramach tego sezonu mistrzostw Polski. Jako gospodarze w Niwnicy zajęli drugie miejsce. Następnie, co parę tygodni, zagrają podobne turnieje u każdego z rywali. A w lidze mierzą się z Warszawa Bizons, Silesia Miners Bytom, Wrocław Lions. W międzyczasie dochodzą zgrupowania selekcyjne do reprezentacji. No i rzecz jasna turniej międzynarodowy Nysa Cup.
Kto się nadaje?
Choć może przy pierwszym zetknięciu z tym sportem to tak nie wygląda, aczkolwiek wykazać mogą się w nim nie tylko rośli zawodnicy i zawodniczki. Tutaj bowiem liczą się nie tylko siła i gabaryty. Bardzo ważna jest kondycja czy też choćby spryt.
– Nie da się ukryć, iż jest to sport dla atletów. Trzeba sporo trenować, niektórzy dodatkowo robią różne rzeczy. Choć teraz tak jest z każdym sportem, jeżeli chce się coś osiągnąć. Niemniej jeżeli ktoś jest sprytny i dobrze przygotowany kondycyjnie to już naprawdę dużo. Porównałbym to do rugby. Każdy bez względu na wzrost czy posturę znajdzie swoje miejsce – zaznacza Mateusz Latawski.
– Dużo zależy od pozycji na której się gra. Ja gram w ataku i tutaj ważne są szybkość i spryt. W obronie potrzeba dużo siły, choćby po to, żeby powalać. Najtrudniej jest chyba w pomocy, bo tam trzeba gwałtownie i dużo biegać, być silnym i sprytnym – wylicza Maroszek.
– Na pewno przygotowanie motoryczne jest ważne. I jakoś tam każda z nas próbuje sobie w ciągu tygodnia dopełnić treningi zajęciami indywidualnymi. Czy to na siłowni czy gdzieś na bieżni – zaznacza.
Co ważne, jak na sporty uprawiane „za wielką wodą”, które z reguły są dość „drogie”. Tak jak np. futbol amerykański, hokej na lodzie, baseball czy lacrosse, ten akurat jest bardzo tani.
– Nie potrzebujemy żadnych ochraniaczy oprócz tych na zęby. No i wystarczą korki czyli praktycznie tak jak do do piłki nożnej. I to tyle. A nawet jak ktoś przychodzi do nas to trening, to na spokojnie nie musi kupować tych korków. Tylko może w normalnych sportowych butach przyjść. Swoją drogą wiem iż gdzieś w Australii grają, na boso. I to też jest dobra nauka techniki kopania – tłumaczy Maroszek.
Nie ma zasad? Nie do końca
Warto też jednak pamiętać, iż w tej grze dozwolone jest atakowanie gracza z piłką, poprzez: chwyt, szarżę, pchnięcie od przodu lub z boku. Niedozwolone są natomiast uderzenia, atakowanie powyżej ramion i poniżej kolan oraz popychanie w plecy. Często mówi się, pół żartem pół serio, iż jedyną obowiązującą tu zasadą jest to… iż nie ma zasad.
– Tak kiedyś było, ale wszędzie tam gdzie ten sport zrobił się zawodowy tudzież komercyjny, to też zaczęli na takie rzeczy zwracać uwagi. Zarówno po to, żeby chronić graczy, jak i po to, żeby nie wyglądało to szczególnie drastycznie w telewizji. W rugby też to idzie w tę stronę, coraz mniej jest dopuszczalnych zagrań – tłumaczy Latawski. – Uprawiałem też piłkę nożną, rugby i bieganie. I najwięcej kontuzji miałem w tym ostatnim sporcie. Wszędzie są kontuzje, często przypadek decyduje. Niekoniecznie musi to mieć cokolwiek wspólnego z samym graniem. Na pewno nie brakuje zderzeń, człowiek kończy mecz poobijany, ale czy jakoś szczególnie dużo tego się dzieje, to też nie powiem – dodaje.
– Tak po prawdzie jednak to, iż nie ma zasad, to my się z tego śmiejemy i często używamy sobie na jakichś promocjach, ale to już dawno i nieprawda, niemniej nikt tego oficjalne nie przyznaje – dodaje ze śmiechem.
W podobnym tonie wypowiada się Magdalena Maroszek, zachęcając by po prostu przyjść na ten trening i się przekonać.
– To na pewno nie jest tak straszne jak się wydaje. Może na początku, ale wszystko jest usankcjonowane odpowiednimi regułami. Po prostu trzeba samemu spróbować. Z biegiem czasu do pewnych rzeczy każdy jest odpowiednio przygotowywany na treningach. Tak iż w kwestii teoretycznej. Musimy wiedzieć od której strony podejść, czy przy szarży musimy schować głowę, jeśli tak to w którą stronę itd. – tłumaczy.
– Co ciekawe ja wcześniej średnio się do sportu garnęłam. Nigdy nie potrafiłam dobrze piłki złapać, mimo tego, iż moja mama była wuefistką. A tu proszę, nagle taki sport zaczęłam trenować i nie boje się grać, więc o czymś to świadczy – zaznacza z przymrużeniem oka. – Jesteśmy otwarci na wszystkie dziewczyny, które nigdy choćby nie uprawiały sportu, nie robimy żadnego castingu. Bo wiemy, iż ten sport jest całkiem nowy. I wszyscy mogą zacząć z nami od nowa.