Natychmiast po przejęciu władzy Donald Trump dokonał zamachu na osiągnięcia globalnego lobby klimatycznego w Ameryce. Gdy tylko skończyły się ceremonialne uroczystości zaprzysiężenia, podpisał przed kamerami stos dekretów. Przystąpił do demontażu tego, co liberałowie osiągnęli przez ostatnie lata.
Decyzje uzasadnił pryncypialnie: „Błogosławieństwem Ameryki są ogromne zasoby źródeł energii i surowców naturalnych, które przez całą historię zasilały kwitnącą gospodarkę naszego Narodu”.
Do kosza poszedł więc dekret prezydenta Bidena, ogłaszający „kryzys klimatyczny”. Warto zauważyć, iż był on podpisany przez poprzedniego prezydenta również pierwszego dnia urzędowania, co pokazuje, iż polityka klimatyczno-energetyczna jest w centrum konfliktu elit politycznych Ameryki. W tymże koszu znalazł się dekret poprzednika, ustanawiający zmiany klimatu jako trzon polityki zagranicznej i bezpieczeństwa narodowego USA. Ten sam los spotkał inne decyzje Joe Bidena, rozsnuwające pajęczą sieć klimatycznych przepisów w administracji amerykańskiej, jak podporządkowanie regułom klimatycznym problemów migracji, ryzyk finansowych, czy mierzenie zależności zdrowia od zawartości dwutlenku węgla.
Donald Trump uchylił ograniczenia wierceń na terenach federalnych, a to ogromne obszary, ponad 8-krotnie większe niż cała Polska, to 28% całego terytorium Stanów. W odwecie zablokował budowę na nich farm wiatrowych, tak na lądzie jak i na morzu. Podobnie z zakazem wierceń ropy na szelfie, co odchodząca ekipa Bidena wymyśliła już w styczniu, po wyborach.
Nowy prezydent zalecił administracji federalnej ograniczenie restrykcyjnych raportów środowiskowych, uciążliwej procedury, wykorzystywanej przez aktywistów klimatycznych do blokowania projektów linii energetycznych czy rurociągów. Uratował także przemysł samochodowy przed narzuconymi przez poprzednika wymogami obniżenia emisji CO2, wymuszającymi produkcję pojazdów elektrycznych.
Generalnie jednym dekretem uchylił tuzin dekretów poprzednika. Jak widać prezydenci Ameryki, tego wzorca demokracji, rządzą pogardzanymi „ukazami”, niedopuszczalnymi w pośledniejszych demokracjach.
Cofnięcie zakazu wydawania pozwoleń na budowę nowych terminali eksportowych LNG znalazło się także wśród decyzji pierwszego dnia rządów. Co prawda już dzisiaj buduje się ich już tyle, iż USA niedługo podwoją swoje moce skraplania i eksportu, a przecież już dzisiaj są największym eksporterem świata. Ale trzeba przecież usuwać przeszkody dla amerykańskiej dominacji energetycznej na gazowych rynkach świata, z których Waszyngton wcześniej zmiótł Rosję.
Donald Trump wycofał także USA z globalnej koalicji klimatycznej, powstałej w Paryżu w 2015 roku. Tak jak to zrobił za poprzedniej kadencji. Tylko iż wtedy pod koniec swoich rządów, a dzisiaj w pierwszym ich dniu. Uzasadnienie tych decyzji jest znamienne, prezydent Stanów uważa iż „ekstremizm klimatyczny eksplodował inflacją i obciążył biznes regulacjami”. Dlatego poprzedni stan „kryzysu klimatycznego”, ogłoszony przez Joe Bidena, przeszedł gwałtownie w „energetyczny stan wyjątkowy”. Według Donalda Trumpa bowiem wysokie ceny energii stanowią zagrożenie dla całego narodu.
Podsumował on ten zamach bardzo malowniczo: „Będziemy wiercić, wiercić, wiercić („drill, baby, drill”). Mamy coś, czego nie będzie miał żaden uprzemysłowiony kraj świata – największe na Ziemi zasoby ropy i gazu. I będziemy ich używać. Będziemy eksportować amerykańską energię na cały świat. Będziemy bogatym narodem i to płynne złoto pod naszymi stopami pomoże nam w tym. Skończymy z Zielonym Układem, zlikwidujemy obowiązek produkcji samochodów elektrycznych, uratujemy nasz przemysł samochodowy. Będziecie sobie mogli kupić taki samochód, jaki zechcecie.”
Ale Green Deal, pomimo tak mocnego prawego sierpowego, bynajmniej nie ma „szklanej szczęki” i nie pozwoli się znokautować jednym ciosem. Decyzje mogą być bowiem szybkie, ale ich wdrożenie będzie z pewnością oprotestowane w sądzie przez konkurentów. Spory prawne w sądach będą długie, toczone przez najlepszych (czytaj najdroższych) adwokatów od Waszyngtonu po Los Angeles i Huston. Amerykański ustrój nie pozwala zbyt łatwo naruszyć istniejącej równowagi interesów.
Walka będzie twarda, gdyż przede wszystkim chodzi o pieniądze. O czym już niedługo w Myśli Polskiej…
Andrzej Szczęśniak
Myśl Polska, nr 5-6 (2-9.02.2025)